poniedziałek, 9 czerwca 2014

Wizyta u terapeuty no.3

Ale się wkurwiłam. Nie wierzę ile wokół mnie jest jadu. Kurwa, no nie wyrabiam. Jędzy, wszędzie. Ustawione w rządku. Na dodatek osoba, która powinna mnie uspokajać, nakręca mnie jak nikt inny. Kurwa. Czemu? Czemu otaczają mnie jędze, których nie mogę się pozbyć? Czemu wszyscy są tak chamscy? W dzisiejszym świecie powinniśmy nastrajać siebie pozytywnie, a mamy co? Chlew. Wszędzie szynki (czyt. chamy). Za jakie grzechy? Chcę tylko spokoju, ciszy. Czy to tak wiele? W XXI wieku chyba tak. Starzeję się-hałas nigdy mi nie przeszkadzał, teraz powoli zaczyna. 
Pisanie rzeczywiście pomaga. Oddycham wolniej. Uspokoiłam się. Uff. Dziękuję terapeuto. Właśnie, wiecie ile zarabiają terapeuci? Oni przecież prawie nic nie robią, tylko słuchają i rzucają pojedynczymi radami z dupy wziętymi. To jest zawód. Ale jak dla mnie nudny. Ja chcę czegoś więcej. Chcę poznawać świat, ludzi, kultury. Jedzenia już mniej. Wystarczą mi mandarynki. I od niedawna ananasy. Nie żebym jadła tylko owoce, wagę mam aż za dobrą. Ze względu na grube kości-to nie wymówka. Wiele osób tak pewnie sądzi, ale jeszcze nie widzieli moich kości. Muszę zacząć oglądać kości. Oj, ile ja mam do zrobienia w wakacje. Ile seriali w kolejce. A ile książek. Łohoho. Lista długości Amazonki. A propo Amazonki, jedno z moich odległych marzeń to przeżyć karnawał w Rio de Janeiro. Jak ja przechodzę z tematu do tematu. Cudownie. Zaczęłam na wkurwieniu, skończyłam na karnawale w Rio. Muszę spisać listę marzeń/rzeczy do zrobienia. Jestem panią losu. Tylko ja potrafię kierować moim życiem, nikt mi się nie będzie brudnymi łapskami w nie wpierdalał. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz